niedziela, 22 września 2013

Gdy się kocha nap­rawdę, to na­wet te ty­siące ki­lometrów nie ro­bią różni­cy...





Wakacje to naprawdę cudowny okres w życiu każdego przedszkolaka, gimnazjalisty, licealisty i studenta a także zwykłego, szarego pracownika. Chyba wszyscy lubią wysokie temperatury i ciepłe promyki słońca ogrzewające opalone ciała. Jedni preferują wypoczynek w ogródku, inni w odległych i gorących krajach a jeszcze inni w górach czy nad morzem. I w minione wakacje Weronika postanowiła odwiedzić, między innymi, ostatni wariant powyższej wyliczanki. Bałtyk w czystej postaci, którego nie widziała na oczy od dobrych dziesięciu lat. Ciepłe kraje- to był główny kierunek jej dotychczasowych wakacji. Postanowiła więc, że wakacje 2013 spędzi wśród mew, otyłych polaków i facetów krzyczących „Gotowana kukurydza!”. No i pojechała. Pociągiem. Razem ze swoją kuzynką Aśką. Podróż pociągiem możemy sobie odpuścić. Wszyscy wiemy jak funkcjonuje nasze PKP. I sam czas jazdy zastąpimy sobie <TYM>

Po dwunastu godzinach powitał je Gdańsk. Telefon po taksówkę i po piętnastu minutach rozpakowywały się w pensjonacie. Dwa łóżka, dwa pokoje, wspólna łazienka i kuchnia- jak dla dwudziestolatek wystarczająco.

Pora śniadaniowa, więc trzeba iść do sklepu. Flirty z pracownikiem ‘Biedry ‘ i powrót do pokoju. Jajecznica ze świeżym chlebem i gorąca herbata. Potem wyjście nad morze. To był codzienny poranek dwóch kuzynek. Popołudnia to wylegiwanie się na plaży i obiad w dobrej restauracji. I o ile większą część dnia spędzały razem, tak wieczory były odmienne. Aśka chodziła na imprezy, a Weronika co wieczór siadała na schodach prowadzących do morza ze stromego klifu. I generalnie jej wieczory odbywały się ‘bez szału’. Aż do pewnej środy. Siedząc w czerwonych spodniach i szarym sweterku oglądała zachód słońca odbijający się od tafli, o dziwo spokojnego, Bałtyku.
Ni stąd ni zowąd po jej lewej stronie zmaterializowało się trzech facetów. Na oko- już pod wpływem. I mówiąc „na oko” to już nie z powodu tego, że trzymali w rękach piwo. Ale dlatego, że około godziny 20, w samych bokserkach weszli do lodowatego morza. Po minucie jeden z nich wynurzył się. Ku zdziwieniu Weroniki zaczął się do niej zbliżać.
- Przepraszam panią bardzo. Długo tu pani jeszcze będzie siedzieć?- takie pytanie usłyszała z ust wysokiego i nieziemsko przystojnego mężczyzny
- A dlaczego pan pyta?- tak, Weronika lubiła zadawać pytania
- Chciałem panią prosić, żeby czasem pani kątem oka spojrzała na nasze rzeczy- błagalny wzrok i już ją miał
- A ile to ma trwać proszę pana?- ach te pytania!
- A ile ma pani czasu?
- Myślę, że niewiele.
- To maksymalnie 15 minut, obiecuję się jakoś odwdzięczę!- po nieznajomym pozostały ślady  stóp wydeptane w piasku i uśmiech na twarzy Weroniki. Piętnaście minut w efekcie trwało niecałe pięć. Wpatrując się w Bałtyk myślała. Głównie o tym, jak to dobrze nic nie robić. Żyć bez zmartwień, w miejscu, gdzie nikt Cię nie zna. Niespodziewanie coś chwyciło ją za nogę, wokół kostki. Z niemałym krzykiem dziewczyna aż podskoczyła.
- Jezus Maria!- wzrok przechodniów- bezcenny
- Bardzo panią przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć. Dziękujemy za opiekę nad naszymi rzeczami, a teraz niech pani mówi jak się możemy pani odwdzięczyć?- krótkie spojrzenie w niebo. Lampion. Nagła odpowiedź
- Lot balonem!- facet zbladł
- Chłopaki, mamy w zapasie lot balonem?!- stanął bokiem i zawołał do kolegów zakładających ubrania.
- Cooo?- odezwał się chórek w postaci roześmianych głosów dwóch mężczyzn w całkiem dobrych humorach
- No spławiła mnie!- smutne oczy, piękne oczy, smutne usta, bez uśmiechu. Tak można opisać wyraz twarzy pana-kolegi. Ale nie poddawał się- No to już załatwiamy, kiedy ma pani czas?- zapytał już w zdecydowanie lepszym humorze
- A kiedy pan ma czas?
- Tylko do soboty. Dwa dni. No bo właściwie to ja  tu w sprawach służbowych przyjechałem no i niestety czas mnie ogranicza, wie pani jak to jest. No to może dziś?
- Może…?- Wstała i z pełnym uśmiechem zaczęła wracać się w stronę pensjonatu. Za sobą słyszała jeszcze krzyk: „Lot balonem?!”- bo przecież nie znali swoich imion. Szła przez park. Dość zawiły i kręty. Trochę pobłądziła i zamiast iść przez niego siedem minut, szła siedemnaście. Ale chyba nic nie dzieje się bez przyczyny. Wychodząc z zalesionego terenu doznała kolejnego już w dzisiejszym dniu szoku. Nagle zabrakło gruntu pod nogami i Weronika znalazła się w ramionach, jak się okazało, kolegi z plaży.
- No co też pan robi! Proszę mnie postawić na ziemię!- mówiła o dziwo spokojnie. Chyba nie była w stanie krzyczeć.
- Chciałem wynegocjować spotkanie a pani odeszła. Byłem niepocieszony, ale coś mnie natchnęło żeby wrócić wcześniej do hotelu i poznałem panią po czerwonych spodniach. Tyle. Więc? Da się pani zaprosić dziś na drinka?
- A postawi mnie pan już na nogi?
- Naturalnie!- I nogi dziewczyny poczuły grunt- Łukasz jestem.
-Weronika. To spotkajmy się w tym miejscu za czterdzieści minut.

Tyle do zrobienia a tak mało czasu… Włosy, makijaż, ciuchy, brak Aśki do pomocy. Tragedia. Udało się. Była punktualnie na miejscu wcześniej umówionym. On stał. Uśmiechnięty i taki przystojny. Kolana automatycznie przyjęły postać waty cukrowej. Koszula w niebieską kratę, jeansy i subtelnie postawione włosy.
Perfekcyjny.
- Mam dobre piwko i koc, chodźmy na plaże, coo?- powitał ją pytaniem
- OK. Może być. Więc co konkretnie cię tu sprowadza?- dlaczego mówiła tak beznamiętnie? Chyba nie chciała dać po sobie poznać, że jest dla niej nienaganną ostoją. To dziwne, ale czuła się przy nim zajebiście dobrze i bezpiecznie.
- Przyjechałem podpisać umowę o pracę. Z Treflem Gdańsk.
- Na czym będzie polegała twoja praca?- czy to było tak bardzo ośmieszające ją pytanie, że Łukasz aż zaczął się śmiać? Cóż, chyba tak.
- Weroniko, jestem siatkarzem.
- Och, przepraszam. To było przecież takie cholernie oczywiste! W ogóle nie wiem po co zgodziłam się na to spotkanie!- impulsywność to jej drugie imię.
- Przepraszam cię. Zaśmiałem się odruchowo, bo z reguły wszyscy po pewnym czasie mnie rozpoznają.
- To może idź do swoich napalonych hotek, które wiedzą każdy szczegół twojego życia! Z nimi będziesz mógł sobie chociaż pogadać! Na przykład o tym jaki rozmiar prezerwatywy musisz kupić!- przyspieszyła kroku, ale mężczyzna zrobił to samo. Nie odzywali się do siebie i w ciszy doszli nad morze. Łukasz rozłożył koc i z lekką brutalnością posadził na nim Weronikę
- Siadaj tutaj- nie patrzyła na niego, więc on uklęknął centralnie przed jej twarzą- zaśmiałem się bo jest to dla mnie nowa sytuacja. Nawet nie wiesz jak bardzo wkurwiają mnie te wszystkie namolne baby, które łażą koło mnie z wywalonymi na wierzchu cyckami i kieckami niezakrywającymi im majtek. Dawno nie spotkałem kobiety, która nie chciała za wszelką cenę zaciągnąć mnie do łóżka, rozumiesz?!
- A skąd wiesz, że akurat nie chcę zaciągnąć cię do łóżka, co?- spojrzała na niego filuternym wzrokiem
- Takie mam przeczucie- usiadł obok niej i objął ramieniem. Otworzył piwo i rozkoszowali się sobą do północy. Później zrobiło się już bardzo chłodno i postanowili wracać. Na pożegnanie przyjacielsko się przytulili i każde odeszło w swoją stronę.

Nie mogła zasnąć. Aśki nie było, więc wyszła na balkon i usiadła na przeraźliwie zimnym parapecie. Było cicho i spokojnie. Bardzo klimatycznie. Usłyszała szelest w krzakach i szczerze mówiąc trochę się przestraszyła. W końcu była całkiem sama i w samiutkiej koszulce nocnej.
- Weronika…- dobiegł do niej szept niosący jej imię. - Boże, powiedz, że do dobrego pensjonatu trafiłem!-Jej kuzynka raczej nie wołałaby jej w środku nocy tym bardziej z krzaków. Więc mógł to być tylko on.
- Łukasz? Co ty tu robisz wariacie? Jest noc!- wychyliła się za barierkę i ujrzała go całego podrapanego.- Co robiłeś w tych krzakach? Wyglądasz tragicznie!
- Dzięki wielkie. Idę do ciebie. Wpuść mnie proszę.
- Zaraz zejdę do ciebie- narzuciła satynowy szlafrok i zaprosiła gościa.- Kawy? Herbaty?
- Weronika, ja nic o Tobie nie wiem.
- To może soku?
- Słońce, dopuść mnie do siebie.- zbliżył się do niej na taką odległość, że poczuła jego perfumy zmieszane z rosą. Dawno nikt tak nie pachniał.
- Opatrzę ci te zadrapania….
- Do jasnej cholery, Weronika! Daj mi swój numer, powiedz gdzie mieszkasz- cokolwiek! Chcę cię oswoić. Chcę, żebyś była moja a ja twój. Czy proszę o wiele?
- Łukasz… ja to wszystko rozumiem, ale czy ty nie masz dziewczyny? Nikt na ciebie w domu nie czeka z otwartymi ramionami? Jesteś cudownym facetem, ale nie chcę być przyczyną destrukcji tego co już zbudowałeś.
- Usiądźmy i porozmawiajmy. Opowiem ci wszystko.
Kolorowo nie było. Łukasz miał żonę. Byłą. Rozwiedli się trzy lata temu i od tego czasu nie miał nikogo bliskiego u swego boku. Nie interesowały go perwersyjne kobiety trzęsące tyłkami. Chciał spokoju i stabilności. W końcu do najmłodszych już nie należał, trzydziestkę przekroczył.
- Łukasz, ale jak ty to sobie wyobrażasz? Ja jestem z Katowic, ty będziesz teraz mieszkał w Gdańsku, przecież tego nie da się pogodzić.
- Jak się chce to się wszystko może, a teraz już nie mów nic. Cieszmy się chwilą- włączył radio i poprosił Weronikę do tańca.
I było całkiem spoko, gdyby nie Joe Cooker, który właśnie dał głos. No a TA piosenka nadaje się tylko do jednego. Tak było i w tym przypadku. Po seksownym striptizie trafili razem do łóżka i kochali się w świetle księżyca wpadającym przez nadal otwarty balkon, przez który nadal wchodziło chłodne powietrze nocy. Ale oni mieli siebie i żaden chłód nie mógł zaburzyć ich harmonii której tak pragnęli.
Leżeli wtuleni w siebie, w ciszy. Było im tak dobrze, że najchętniej zamroziliby czas i trwali tak przez miesiąc, rok, a najlepiej przez całą wieczność.
- Weronika, wróć ze mną.
- Gdzie?
- Do mojego mieszkania, do Kielc. Chociaż na czas pobytu twojej kuzynki tutaj. Nie będziesz musiała nikomu o tym mówić. Proszę cię, zrób to dla nas. Obiecuję, że nam się uda.
- Chyba cię kocham Łukasz.
- Czy to znaczy, ze się zgadzasz?
- Chyba byłabym skończoną idiotką, gdybym pozwoliła ci przejść koło mojego nosa skarbie
                                                                  
                                                                        Włącz


Okazuje się, że wszystko jest możliwe. Prawdziwa miłość przetrwa nawet różnice kilometrów. A najlepszym przykładem jest właśnie Weronika Teodorczyk i Łukasz Kadziewicz, którzy, półtora roku po tamtych pamiętnych wakacjach, stoją przed Urzędem Stanu Cywilnego w Gdańsku. Ona w kremowej sukience, on w czarnym garniturze. Uśmiechnięci od ucha do ucha. Czekają na moment, w którym staną się prawnie małżeństwem. I Łukasz będzie mógł powiedzieć że kocha ją najbardziej na świecie. A Weronika przekazać mu jeszcze piękniejszą wiadomość: że kocha go za dwóch.


~*~

Przepraszam. Każdą z osobna. Po prostu już nie wyrabiam. 
A to.... to jest część moich wakacyjnych wspomnień. Bardzo bliska mojemu sercu. Poznajcie ją i Wy.
Taka trochę sielanka, żebyście nie popadły w depresję.
Całuję, Wasza ja :*

nie wiem czy nie zniknę z blogowego świata...

5 komentarzy:

  1. Łukasz Kadziewicz! Moja pierwsza wielka platoniczna fascynacja! Nie wiem czy taka miłość istnieje ale chciaabym w to wierzyć!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde jak ja bym chciała coś takiego przeżyć. Taka cicha i spokojna Weronik jak ja i ktoś taki jak Łukasz *.* Rozmarzyć się można :P
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*
    Ps. Ej ja nie chcę, zęby odchodziła :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem
    sorki że tak późno
    nie odchodź kochana to dzieki tobie tu jestem
    to dzięki twoim opowiadaniom sama spróbowałam
    dziwnie będzie bez ciebie
    Łukasz jak zawsze cudowny, chciałbym cos takiego przeżyć, ale taka miłość się nie zdarza
    POZDRAWIAM
    WINIAROWA:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łukasz, no! I nie muszę mówić nic więcej *____*
    Uwielbiam tę piosenkę, widziałam film, ale w sumie to nic szczególnego poza wiadomymi scenami :D No i Cocker to mistrzostwo kurde.
    Ale że ślub już? I że ona dostanie do opieki również jego dziecko? Nie wspomniałaś o tym. No ale to tylko love story, które rządzi się swoimi prawami.
    Poproszę jeszcze raz- nie odchodź, Fausti! :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. http://noca-gdy-nie-spie.blogspot.com/ zapraszam

    OdpowiedzUsuń